Niektórzy z nas dobrze czują się, gdy niezbyt wyróżniają się z tłumu. Podążają za innymi, płyną z nurtem, są w mainstreamie. Bohaterowie drugiego planu, pomocnicy, wspierający, ale bez parcia do bycia w centrum uwagi.
Czasem podobnie opisuje się rolę manekinów w sklepie. Były, są, będą, ale tak naprawdę to takie bardziej udoskonalone wieszaki. Jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że ich obecność w (prawie) każdym sklepie odzieżowym jest oczywistością. Tyle, że ich rola jest ogromna, a wszelkie zmiany w ich wyglądzie czy stylizacji mogą być oznaką nadejścia nowych czasów, odbiciem tego, co dzieje się w modzie, handlu, ale i na przykład w społeczeństwie.
Było tak zawsze – w czasach prohibicji manekiny wyglądały na podchmielone, gdy oczy projektantów mody zwróciły się w latach 60’ na młodzieżowe (sub)kultury nagle odmłodniały, w czasach poprawności politycznej w końcu zaczęto promować różnorodność etniczną – zatem manekiny mogą mieć różne rysy twarzy, sylwetki, kolory skóry. Pojawiły się manekiny XXL (to chyba niezbyt politycznie poprawna nazwa?) i takie, które siedzą na wózkach inwalidzkich, czy mniej kontrowersyjne (sic!) – pokryte tatuażami od stóp do głów.
O trendach w produkcji owych figur pisałem już wiele (przede wszystkim tu), zaś o tym, jak się je stylizuje troszkę mniej (choć można coś znaleźć np. tutaj). Czemu? Bo w każdym sezonie można zauważyć jakieś mikro tendencje w stylizowaniu lalek – pojawiają się one i znikają szybko. Jak chokery na szyję na przykład. Wiosną zeszłego roku miały różowe peruki (odbicie trendu instagramowego i fryzjerskiego), na początku jesieni zwracały na siebie uwagę stylizacje monochromatyczne. W witrynach tu i tam stały figury w całości ubrane na czerwono, ale każdy element garderoby był w innym odcieniu: od paprykowego przez karminowy i szkarłatny po wiśniowy.
Zimą zaś, przerwaną świętami i wyprzedażami, stylizacje zaczęły być bardziej szalone. Jakby nie do końca przemyślane, nie-doskonałe, nie-dopracowane. Po prostu miały przypominać życie. Autentyczność – hasło, które powraca w raportach dotyczących retailu, jako lek na spadki obrotów – miała zostać przeniesiona do stylizacji. Przecież jak widzimy ludzi na ulicy, to nawet Ci najlepiej ubrani nie zawsze mają równo podwinięte nogawki, czy pięknie wystylizowane kołnierzyki, których końcówki, idealnie symetrycznie, znikają pod połami płaszczów.
No właśnie – czy manekiny mają być naszymi lustrami, odbiciami, mega – naturalnymi przeciętniakami? Czy jednak modelkami, wzorcami, ideałami, które mają pokazać nam te lepsze, dopracowane, wymarzone wersje nas? I choć te pytania mogą wydawać się super banalne – nie są. Bo niektóre grupy konsumentów (te młodsze z grubsza rzecz biorąc) są gotowe, a wręcz głodne realizmu i są odporne na manipulacje, inne (chociażby te uważające logo „drogiej” marki za synonim luksusu) kochają blichtr, połysk, perfekcję i nadmiar. Zatem miejcie oczy szeroko otwarte – manekiny chcą Wam coś powiedzieć.
Komentarze