Czy wam też to się zdarza? Poznajecie nowych ludzi i utykacie przy pytaniu o wasz zawód. Mówicie:
– Visual merchandiser.
– Co?
– Visual merchandiser.
– Nie potrafię tego wymówić. Wiżużecomenedżer?
Niezależnie od tego, jak dobrze czujecie się w swoim zawodzie musicie tłumaczyć swoje istnienie zmagając się z podejrzliwym spojrzeniem sugerującym, że chyba oszukujecie. Przecież nie ma takiego zajęcia jak vm. Jest dekorator. Dekorator wnętrz.
Może macie szczęście i wasz rozmówca jest wyedukowany. I tak można trafić na kogoś, kto studiował marketing i zarządzanie i chodził na zajęcia – taka osoba wie, że merchandiserzy układają ładnie jedzenie w supermarketach. W takim przypadku jest naprawdę łatwo – wystarczy wyjaśnić, że vm niekoniecznie odpowiada za dokładanie towaru, ale za jego prezentację w czytelny dla klienta sposób, że to również praca nad pozytywnym wizerunkiem sklepu, by był postrzegany jako czysty, przyjazny i interesujący. Opowiecie co nieco o takim aranżowaniu przestrzeni, by produkty były łatwo dostępne, a promocje widoczne i większość niejasności zostaje wyjaśniona. .
Kolejny łatwy przypadek to rozmowa z artystą po liceum plastycznym. Na dźwięk słowa visual merchandiser rozmówca może się nie ożywić, ale już magiczne określenie wystawiennictwo wciągnie go w dialog. Nie do końca zrozumie, że przygotowanie ekspozycji w galeriach sztuki trochę rożni się od komponowania witryn w galeriach handlowych, ale można próbować. Prawdziwi artyści zamykają się na dźwięk słowa pieniądz, dlatego opowieści o działaniu mającym na celu zwiększenie sprzedaży poprzez umiejętną i poprawną ekspozycję towaru zostaną zapewne przemilczane, można jednak próbować. Pozostaje przekonać poszukujących piękna i duchowości narracją o atrakcyjnym wyglądzie sklepu i okien wystawowych.
Prosto może być również z filmoznawcą – maniakiem seriali. Zaczynasz tłumaczyć, że stylizujesz manekiny, ustawiasz światło, a on przerywa w połowie zdania, że wie, że zna temat i patrzy na ciebie z wyraźnym zaciekawieniem. Zaczyna wypytywać o skalę nienawiści i zazdrości w tym prestiżowym zawodzie. Nieśmiało tłumaczysz, że to nie aż tak ekskluzywna profesja, ale przegrywasz z wyobrażeniem z serialu „Pushing daisies”. W końcu jeden z ostatnich odcinków serialu – „Window dress to kill” opowiada o słynnej window dresser, która zostaje zamordowana przez zazdrosnych współpracowników, chcących zająć jej stanowisko. Widziałeś oczywiście? Czy wasze słowa o ciężkiej pracy fizycznej i nadgodzinach zostaną zrozumiane?
Pozostałym trzeba tłumaczyć. U mnie zawsze było ciężko i spotykało się z rozbrajającymi komentarzami. Mówisz, że vm to niemy sprzedawca („zabronili ci mówić?”), że to trochę polega na dekoratorstwie („mówi się dekorowanie”), że po polsku można spróbować mówić o wystawiennictwie („a, sprzedajesz stanowiska targowe, mój kolega też”), że ubierasz manekiny („to jest praca?”), że projektujesz i aranżujesz witryny („zawsze chciałem pracować w reklamie”), że decydujesz co i gdzie jest umiejscowione w sklepie („a to ma znaczenie?”).
Nie można dać się zbić z tropu. Może jeszcze niewielu ludzi wie, kim jest visual merchandiser – trudno. Ważniejsze, że visual merchandising jest fascynujący, wciąż zaskakujący i przynosi efekty. Ja mogę opowiadać o nim godzinami i wciąż mieć satysfakcję z dobrze wykonanej pracy – dlatego uwielbiam poznawać ludzi i odpowiadać na pytanie: „kim jesteś?”. Jestem szczęśliwym człowiekiem i VM oczywiście.
WINDOW DRESS TO KILL
Opublikowano w BLOG
Komentarze